grudnia 27, 2018
2018 cóż to był za rok!
Nowy rok zbliża się już wielkimi krokami, a więc najwyższa pora powspominać i podsumować miniony czas. Jako że nie robię comiesięcznych zestawień planów, celów i statystyk, a ostatni taki post pojawił się w czerwcu tego roku, doszłam do wniosku, że najwyższa pora spisać wszystkie wydarzenia z ostatniego pół roku i zebrać je w jednym wpisie. Zapraszam na "tu i teraz".
PISZĘ TEN POST…
W czwartkowy wieczór. Jest końcówka roku, już po świętach, ja nadal zajadam się pierniczkami, makownikiem i kończę wigilijne pierogi, a obok mnie radośnie migocze choinka. To były jedne z piękniejszych świąt, jakie miałam okazję przeżyć, ale do tego może wrócę za chwilkę...
CZUJĘ SIĘ…
Fantastycznie. Pozytywny nastrój i humor ciągle mi ostatnio dopisują i mam nadzieję, że będzie to trwać bez przerwy i jak najdłużej! Czasem się zastanawiam, kiedy dopadnie mnie emocjonalny dołek, ale nawet kiedy kobiece hormony szaleją i obudzę się z rana całkowicie nie do życia lub mam po prostu gorszy dzień, jestem zła, rozdrażniona, to nie trwa to dłużej niż dobę. I chwała Bogu, bo z pozytywnym nastawieniem i uśmiechem na twarzy nawet najgorsze problemy nie są murem nie do przeskoczenia i jakoś tak łatwiej iść przez życie.
JESTEM WDZIĘCZNA ZA…
W tym podpunkcie mogłabym wymienić to samo, co pół roku temu, bo właściwie wiele się pod tym względem nie zmieniło. Nadal jestem przeogromnie wdzięczna za marzenia, bo bez nich ciężko by mi było brać jakikolwiek kierunek w życiu. Nadal doceniam ogrom możliwości, które co chwilę się przede mną otwierają. Nadal jestem wdzięczna za to, co mam, bo posiadam naprawdę wiele i jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to wszystko nie należy do mnie. Nadal każdego dnia dziękuję za wiarę, która mnie uskrzydla i jest źródłem mojej nadziei. Tym razem jednak muszę nadmienić kilka bardzo istotnych rzeczy, za które przez te pół roku stałam niesamowicie wdzięczna. Na piedestał chciałabym wynieść:
miłość, bo tak się jakoś złożyło, że ostatnie miesiące to był dla mnie bardzo intensywny uczuciowo czas. Przyszło mi przeżyć najcudowniejsze chwile w moim życiu. Przyszło mi powiedzieć "tak" i złożyć przysięgę małżeńską, którą teraz każdego dnia dumnie pragnę spełniać. Polała się masa łez, nie obyło się bez rozczarowań i krzyków, ale i pełnych skruchy przeprosin. Każde takie nieporozumienie coraz bardziej uświadamia mi, jakiego wspaniałego mam przy sobie człowieka. Czasem nawet ciężko mi wyrazić słowami, co do niego czuję, bo to już zdecydowanie nie jest zwyczajne zakochanie. Motylki w brzuchu dawno minęły, ale pojawiła się niesamowita więź, która z każdym kolejnym wspólnym doświadczeniem bardzo się umacnia. Pojawiło się przywiązanie, pojawiła się dojrzalsza namiętność i chęć bycia najlepszą wersją siebie dla tego człowieka. Dam sobie rękę uciąć, że znam go już wystarczająco dobrze. Doskonale wręcz, a mimo wszystko on jak nikt inny potrafi mnie zaskoczyć. Czasami wydaje mi się, że na wielu płaszczyznach się już dotarliśmy jak stare dobre małżeństwo, a bywa i tak, że sprzeczamy się o drobnostki, robiąc z tego kłótnię roku. Najwspanialsza jest jednak ta pewność, że co by się nie działo (złego, czy dobrego) będziemy razem, będziemy przy sobie, bo tego właśnie chcemy.
zdrowie, bo było z nim różnie nie tylko u mnie. Człowiek zdecydowanie nie docenia zdrowia i tego, że może bez ograniczeń i w pełni sprawnie działać, dopóki coś nie zacznie szwankować. Najzwyklejszy ból głowy potrafi niesamowicie utrudniać życie, dlatego jestem wdzięczna, że nie nawiedzają mnie przewlekłe schorzenia, że nic mnie nie boli. Jestem też wdzięczna za zdrowie najbliższych, bo to potrafi czasem trapić bardziej, niżeli moje wewnętrzne dolegliwości.
rodzinę, z którą w tym roku znacznie pogorszyły mi się relacje. Jestem jednak wdzięczna za nich wszystkich, bo wiem, że wszystkie te zaistniałe sytuacje wynikały z miłości do mnie. Teraz jest już między nami znacznie więcej rozmowy, zrozumienia, wsparcia. I oby tak to właśnie wyglądało. Wierzę, że może być tylko lepiej.
to, że te święta spędziłam w domu, ponieważ była możliwość wyjechania za granicę już w połowie grudnia, ale nie skorzystaliśmy z niej. Jeszcze jakiś czas temu sceptycznie podchodziłam do tematu świąt, a wizja spędzenia wigilii przy jednym stole z rodziną niemalże doprowadzała mnie do rozpaczy. Podjęliśmy jednak decyzję, że ten świąteczny okres chcemy jeszcze spędzić w domu, w spokojnej atmosferze, a jak wyjdzie, to wyjdzie. Cóż, nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciepło i rodzinnie.
PRACUJĘ NAD…
Aktualnie nad niczym. Nie chcę stać się niewolnikiem moich własnych aspiracji. Nie chcę dopuścić, by niezrealizowane cele stale wisiały mi nad głową, dlatego uczę się odpuszczania. Odpuszczam, ponieważ pragnę teraz całkowicie skupić się na tym, co naprawdę ważne: miłości, rodzinie, zdrowiu - na życiu. Kiedy wróci chęć działania, zasiądę do rzeczy mniej istotnych, jak moje własne aspiracje. Plany nie uciekną, a wierzę, że przyjdzie czas, kiedy stęsknię się za nimi i z uśmiechem do nich powrócę.
CIESZĘ SIĘ I CZEKAM NA…
Sylwestra, którego w tym roku zamierzamy skromnie spędzić z najbliższymi przyjaciółmi. Na spokojnie i bez nerwów, w ciepłej domowej atmosferze, przy drinkach, bądź lampce wina. Zapowiada się maraton planszówek, a o północy długi spacer z Piccolo w ręku, coby podziwiać fajerwerki!
Cieszę się i czekam również na wyjazd do Niemiec, który tak naprawdę zbliża się wielkimi krokami! Z jednej strony smutno mi będzie opuszczać dom i rodzinę, z drugiej jednak nie mogę się już doczekać! To będzie odważny skok na głęboką wodę, ponieważ tym razem zamierzmy zostać za granicą już na stałe. Mamy ambitne plany co do kupna samochodu, czy wynajmu mieszkania, ale jak to będzie, czas pokaże.
CHCIAŁABYM…
Spędzić te ostatnie dni w Polsce otaczając się gronem najbliższych. Najchętniej nie wychodziłabym od mamy z kuchni i nie zaprzestawała długich rozmów z tatą przy filiżance kawy. Bardzo będzie mi tego brakować. Nawet brata będzie mi brakować, choć bywa taki wkurzający... Już tęsknię za przyjaciółmi i za naszymi wspólnymi wieczorami spędzonymi na plotkowaniu, bądź wyjściami na kawę, pizzę, kręgle.
CZYTAM…
Książki motywacyjne. Ostatnio towarzyszy mi ciągła chęć i potrzeba rozwoju duchowego, dlatego sięgam po książki, które pomagają mi jakoś te potrzeby ukierunkować. Przeczytałam już "Plaster Miodu - O tym, że Bóg chce osłodzić twoje życie" O. Szustaka, o którym wspominałam we wpisie Mój sposób na święta. Teraz czytam "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń" Nicka Vujcica, czyli niesamowitą historię człowieka bez kończyn, o jego inspirującym życiu, zapale i wierze. Na półce czeka na mnie kurs pozytywnego myślenia Beaty Pawlikowskiej "Żyję tu i teraz".
CELE, KTÓRE UDAŁO MI SIĘ ZREALIZOWAĆ:
Nauka niemieckiego
Były takie okresy w tym roku, kiedy uczyłam się tego jeżyka niemal bez przerwy. W domu studiowałam fiszki, słuchałam podcastów i oglądałam niemieckojęzyczne bajki dla dzieci. Do autobusu brałam książki i uczyłam się niemieckich słówek bądź wyrażeń. Taka konsekwentna nauka pozwoliła mi na spuszczenie z tonu, co bardzo doceniam, szczególnie teraz. Bardzo się cieszę, że nie muszę się już tak stresować, że czegoś nie umiem i nie wiem. Tak naprawdę liznę języka dopiero na miejscu w Niemczech - żyjąc tam. A rozmowa kwalifikacyjna? Mam ją wyuczoną na pamięć, ale co będzie, to będzie. Może akurat dostanę się do pracy, w której znajomość niemieckiego nie jest wymagana?
Wypad do Energylandii
To już nasz drugi raz w Energylandii, a trzeci w parku rozrywki ogółem. Tym razem zależało nam na przejażdżce nowo otwartym rollercoasterem Hyperionem! Najwyższy i najszybszy w Europie! Niesamowite przeżycie i doświadczenie! Tej adrenaliny nie da się opisać!
Wakacje w Gdańsku
W tym roku za docelowe miasto odpoczynkowe wybraliśmy Gdańsk. Nigdy wcześniej nie byłam nad morzem, a każdy, kogo pytaliśmy o zdanie, gdzie warto się wybrać, polecał Trójmiasto. Zaufaliśmy bardziej doświadczonym podróżnikom od nas i ludziom, którzy już tam byli i nie zawiedliśmy się! Gdańsk to piękne miasto, w którym mogłabym już zostać. Pełne uroku i wyjątkowego klimatu! Ciekawe, bo nie można się tam nudzić, a dodatkowo pod koniec sezonu wakacyjnego gdańskie plaże są niemal puste! Pozostaje tylko cieszyć się ostatnimi promykami letniego słońca i wsłuchiwać w skrzek latających mew!
Wypad na domek do Czerwonej Góry
Wypad ze znajomymi na kilka dni do domku chodził za nami już od dłuższego czasu. Miejscówka sprawdzona, koszty dojazdu i noclegu niewielkie, a frajdy było mnóstwo! I byłoby jeszcze więcej, gdyby główna atrakcja tego miejsca - drewniana balia, do której można lać wodę i wygrzewać się w niej nawet w nocy przy minusowych temperaturach - nie była zdemontowana. Niestety tym razem się nie udało, ale to nie zmienia faktu, że wyjazd należy do udanych i z pewnością jeszcze kiedyś chętnie tam wrócę.
Koncert Łąki Łan w Krakowie
To był bardzo spontaniczny pomysł. Jakoś niedługo przed wydarzeniem wpadło nam w ucho kilka piosenek grupy i tak się jakoś złożyło, że z ust mojego męża padła propozycja, żeby wybrać się na ich koncert. Los nam sprzyjał, bo okazało się, że w przyszłym miesiącu zespół będzie grał w Krakowie, a że my do Krakowa mamy stosunkowo niedaleko, nie myśleliśmy długo. Kupiliśmy bilety i w drogę! Co do samego koncertu energia była niesamowita! Bardzo pozytywnie ludzie, na poziomie i chcący się po prostu wybawić - jak my! Wykonawcy dali czadu! Piosenki na żywo w ich wykonaniu to istna petarda! Każdemu, kto słucha Łąki Łan i zastanawia się, czy iść na koncert, serdecznie polecam!
Tym oto podsumowaniem uroczyście zamykam 2018 rok. Udało mi się wytrwać w regularnym cotygodniowym pisaniu postów i z tego powodu również jestem dumna. Ale dziękuję też przede wszystkim Wam, bo to dzięki Waszemu wkładowi to miejsce ożywa! Dajecie mi mnóstwo pomysłów i motywacji! Dziękuję i do napisania w 2019!
Szczęśliwego Nowego roku dla Was!