stycznia 26, 2018
Początki z fotografią
Jednym z moich celi na ten rok był zakup wymarzonej lustrzanki i zgłębianie fotograficznych tajników w praktyce. Zabrałam się za to postanowienie praktycznie zaraz po nowym roku i całkiem niedawno, bo początkiem stycznia wybrałam się na poszukiwania aparatu idealnego dla mnie. Przeczytałam mnóstwo recenzji lustrzanek, opinii innych użytkowników, a nawet przewertowałam fotograficzne blogi. Wszystko po to, by rozeznać się nieco w tematyce sprzętowej. Jako, że lustrzankę z prawdziwego zdarzenia miałam w rękach może raz, czy dwa na kursie fotograficznym, średnio pamiętałam te wszystkie zagadnienia, na które trzeba zwracać uwagę także przy zakupie aparatu. Poświęciłam mnóstwo czasu, porównując parametry między markami, ale większość specjalistycznego słownictwa, z którym nie byłam obyta i tak niewiele mi mówiła. Trafiłam też raz na bloga, gdzie doświadczony fotograf dzielił się doświadczeniami w kupowaniu i śmiało stwierdził, że na początek cudów nam nie trzeba, bo i tak nie będziemy umieli ich wykorzystać. Wystarczy jakaś mała lustrzanka z obiektywem na początek, bo jej możliwości i tak znacząco przerosną wyobraźnię i oczekiwania fotografa amatora. Tej myśli się uczepiłam i kupiłam chyba najtańszą lustrzankę na rynku - Canon Eos 1300D.
Dlaczego Canon?
W zasadzie to czysty przypadek. Jak już wspominałam, bez różnicy była dla mnie marka. Wybrałam ten aparat i już praktycznie żyłam myślą, że będzie on mój, ale przed zakupem udałam się jeszcze po opinię do zaufanego kolegi, który dobrze orientuje się w temacie. Jego decyzja była decydująca, a że on też od ładnych paru lat jest użytkownikiem Canona, przychylnym okiem spojrzał na mój wybór. Kilka dni później pognałam do sklepu po moje cudeńko i od tej pory nie mogę wypuścić go z rąk. Za radą kolegi zamówiłam od razu jeszcze jeden mały obiektyw, który podobno jest podstawą podstaw, ale potrafi zdziałać cuda. Nie wiem, jeszcze nie miałam okazji z nim pracować.
Pozytywne myślenie przyciąga pozytywne zdarzenia
Moja determinacja i chęć skupienia na tematyce fotografii wynikają nie tylko z faktu zainteresowań, ale też chęci rozpoczęcia w przyszłości pracy z aparatem w ręku. Myślę, że mam już jakieś zaplecze, bo o fotografii dużo rozmawialiśmy na lekcjach w technikum. Miałam też jeden pseudokurs, ale wydawało mi się, że ta wiedza, która traktowana była czysto teoretycznie uleciała gdzieś na wietrze wraz z opuszczeniem szkolnych murów. Byłam jednak tak uparta, że zdecydowałam się uczyć na własną rękę. Chciałam przypomnieć sobie chociaż podstawy, by później móc ubiegać się o jakieś pisemne poświadczenie moich umiejętności. Szybko okazało się jednak, że teoria całkowicie pokrywa się z praktyką i że wcale tak wiele nie zapomniałam. Choć z głowy uleciały mi wszystkie definicje, biorąc aparat do ręki wiedziałam już co i jak. Z pomocą przyszedł mi także wyżej wspomniany kolega, który bardzo chciał podzielić się ze mną swoją wiedzą i doświadczeniem. Nie mogłam odmówić :)
Podobno do twarzy mi z aparatem
Od kiedy stałam się właścicielką aparatu, praktycznie nie wypuszczam go z rąk. Można powiedzieć, że na razie się bawię i pstrykam fotki wszystkiemu co popadnie, a z twarzy nie schodzi mi uśmiech dzieciaka, który w końcu dostał to, co chciał! Rodzice śmieją się już ze mnie, że dostałam fioła. Chłopak cieszy się moim szczęściem i mówi, że do twarzy mi z aparatem, a koleżanki ustawiają się w kolejce do sesji zdjęciowych. Co prawda jeszcze nie umiem tego robić na tyle, żeby wyglądało profesjonalnie, ale praktyka czyni mistrza, a ja zamierzam być w tym mistrzem!