lutego 28, 2018
Luty z BuJo + plany na marzec!
Idąc w ślady postów, w których chwaliłam się swoim Bullet Journalem, przychodzę teraz zaprezentować jak minął mi drugi miesiąc z własnym planerem. Cóż mogę rzec... Aktualnie, kiedy już na dobre wbiłam się w rytm pracy i codziennych obowiązków, nie wyobrażam sobie dobrej organizacji mojego czasu bez ulubionego notesu. W lutym wprowadziłam kilka istotnych zmian, z których jestem bardzo zadowolona. Nie kombinowałam już z rozpiskami tygodni, bo obrałam jeden moty, który najlepiej się u mnie sprawdził. Postawiłam także na jednorodność kolorów, co okazało się dużo wygodniejsze (w związku z życiem na walizkach nie musiałam ciągle wozić ze sobą całego opakowania pisaków) i bardziej przejrzyste!
Zacznę może od wspomnianych wyżej tygodniówek. W ubiegłym miesiącu niemal każdy tydzień wyglądał u mnie inaczej. Z początku zostawiałam dużo miejsca, na codzienne zapiski, ale prowadzenie dziennika nie weszło mi w nawyk. Później dzieliłam stronę na połowę, ale i taki schemat pozostawał pusty, wiec coby nie marnować miejsca podzieliłam go na kolejną połowę. Szybko okazało się, że i ćwiartki są dla mnie zbyt obszerne...
Teraz na jednej stronie mieszczę dwa tygodnie i to jest optymalny dla mnie motyw. Na co dzień nie mam aż tak dużo do zapisywania. Zazwyczaj moje obowiązki się przeplatają, dlatego żeby w tygodniu o niczym nie zapomnieć postanowiłam wyprowadzić w życie dni tematyczne. To znaczy: ustaliłam sobie poniedziałki dniem pisania mojego opowiadania i niemalże temu głównemu zadaniu poświęcam większość czasu. Analogicznie wtorki są u mnie dniem nauki języka niemieckiego, środy - dniem bloga, w czwartek znowu niemiecki i piątek pisana. Oczywiście wtrącam pomiędzy jakieś inne rutynowe zajęcia jak ćwiczenia (tak, nareszcie wzięłam się za ćwiczenia! :) czytanie, fotografowanie i inne.
Na każdy dzień pomimo dnia tematycznego obrałam sobie za cel robienie dziesięciu zdjęć dziennie. Sobota jest dla mnie dniem fotografii, więc wtedy siadam przed komputerem i wywołuję fotki, a zazwyczaj pod wieczór omawiam je z kolegą w ramach kursu. Niedziela jest dla mnie natomiast dniem relaksu i odpoczynku.
System ten stosowałam przez cały miesiąc i sprawdził się u mnie znakomicie! Po pierwsze mam konkretny cel na dany dzień i w większości na nim się skupiam, więc nie wisi nade mną mnóstwo innych spraw do zrobienia. Po drugie, po takim intensywnym tygodniu zdecydowanie widać efekty i mam świadomość, że poświęciłam czas wszystkiemu, na czym mi zależało. Inna sprawa jest też taka, że mam poczucia winy, nawet kiedy brak mi motywacji i zamiast skupić się na obowiązkach wyskoczę gdzieś z przyjaciółmi, bo wiem, że w tym tygodniu poświecę jeszcze temu czas.
W lutym postawiłam na czerń, gdyż kolorowy styczeń był dla mnie mało przejrzysty. Inna sprawa była taka, że przypisując dniom tygodnia odpowiednie kolory i stosując taki indeks, musiałam mieć wszystkie pisaki zawsze pod ręką, a bardzo często był to jedynie uciążliwy balast. Dlatego tym razem ograniczyłam zakres kolorów do dwóch/ trzech pisaków, które zawsze zmieściły się do małego piórniczka. Zrezygnowałam z indeksowania kolorami, bo w gruncie rzeczy przy dniach tematycznych nie jest mi to potrzebne. Myślę, że taka spójność kolorów daje notesowi większą czytelność.
A jak będzie wyglądał mój marzec? Na pewno zostanę przy ciasnych tygodniówkach i dniach tematycznych! W tym miesiącu nie zabraknie również Habitt Trackera, dzięki któremu kontroluję swoje dobre nawyki. Jedak żeby nie było zbyt nudno, wprowadzę na próbę kilka mini trackerów, dzięki którym będę śledzić swoje postępy w pisaniu, nauce języka i blogowaniu! Apropo bloga właśnie pracuję też nad tworzeniem rozpisek z postami (co i kiedy) oraz listami (kto jeszcze nie wie, jestem fanką pisania listów, więc przyda mi się ładny i klarowny spis wszystkich korespondentów).
Zacznę może od wspomnianych wyżej tygodniówek. W ubiegłym miesiącu niemal każdy tydzień wyglądał u mnie inaczej. Z początku zostawiałam dużo miejsca, na codzienne zapiski, ale prowadzenie dziennika nie weszło mi w nawyk. Później dzieliłam stronę na połowę, ale i taki schemat pozostawał pusty, wiec coby nie marnować miejsca podzieliłam go na kolejną połowę. Szybko okazało się, że i ćwiartki są dla mnie zbyt obszerne...
Teraz na jednej stronie mieszczę dwa tygodnie i to jest optymalny dla mnie motyw. Na co dzień nie mam aż tak dużo do zapisywania. Zazwyczaj moje obowiązki się przeplatają, dlatego żeby w tygodniu o niczym nie zapomnieć postanowiłam wyprowadzić w życie dni tematyczne. To znaczy: ustaliłam sobie poniedziałki dniem pisania mojego opowiadania i niemalże temu głównemu zadaniu poświęcam większość czasu. Analogicznie wtorki są u mnie dniem nauki języka niemieckiego, środy - dniem bloga, w czwartek znowu niemiecki i piątek pisana. Oczywiście wtrącam pomiędzy jakieś inne rutynowe zajęcia jak ćwiczenia (tak, nareszcie wzięłam się za ćwiczenia! :) czytanie, fotografowanie i inne.
Na każdy dzień pomimo dnia tematycznego obrałam sobie za cel robienie dziesięciu zdjęć dziennie. Sobota jest dla mnie dniem fotografii, więc wtedy siadam przed komputerem i wywołuję fotki, a zazwyczaj pod wieczór omawiam je z kolegą w ramach kursu. Niedziela jest dla mnie natomiast dniem relaksu i odpoczynku.
System ten stosowałam przez cały miesiąc i sprawdził się u mnie znakomicie! Po pierwsze mam konkretny cel na dany dzień i w większości na nim się skupiam, więc nie wisi nade mną mnóstwo innych spraw do zrobienia. Po drugie, po takim intensywnym tygodniu zdecydowanie widać efekty i mam świadomość, że poświęciłam czas wszystkiemu, na czym mi zależało. Inna sprawa jest też taka, że mam poczucia winy, nawet kiedy brak mi motywacji i zamiast skupić się na obowiązkach wyskoczę gdzieś z przyjaciółmi, bo wiem, że w tym tygodniu poświecę jeszcze temu czas.
W lutym postawiłam na czerń, gdyż kolorowy styczeń był dla mnie mało przejrzysty. Inna sprawa była taka, że przypisując dniom tygodnia odpowiednie kolory i stosując taki indeks, musiałam mieć wszystkie pisaki zawsze pod ręką, a bardzo często był to jedynie uciążliwy balast. Dlatego tym razem ograniczyłam zakres kolorów do dwóch/ trzech pisaków, które zawsze zmieściły się do małego piórniczka. Zrezygnowałam z indeksowania kolorami, bo w gruncie rzeczy przy dniach tematycznych nie jest mi to potrzebne. Myślę, że taka spójność kolorów daje notesowi większą czytelność.
A jak będzie wyglądał mój marzec? Na pewno zostanę przy ciasnych tygodniówkach i dniach tematycznych! W tym miesiącu nie zabraknie również Habitt Trackera, dzięki któremu kontroluję swoje dobre nawyki. Jedak żeby nie było zbyt nudno, wprowadzę na próbę kilka mini trackerów, dzięki którym będę śledzić swoje postępy w pisaniu, nauce języka i blogowaniu! Apropo bloga właśnie pracuję też nad tworzeniem rozpisek z postami (co i kiedy) oraz listami (kto jeszcze nie wie, jestem fanką pisania listów, więc przyda mi się ładny i klarowny spis wszystkich korespondentów).